Archiwum

Partnerzy

Bez kategorii

Plan Morawieckiego

Artykuł na dziś

Nie ma znaczenia ile kosztuje jakiś plan i nie ma znaczenia skąd się weźmie na ten plan pieniądze. Najistotniejsze są cele jakie ten plan zakłada i co dzięki planom można osiągnąć. Wydać dużą sumę pieniędzy każdy potrafi, ale wydać z głową – tylko niektórzy. Czy plan Morawieckiego ma sens? Na to pytanie dzisiaj nikt nie odpowie, ponieważ nikt tego planu nie zna w szczegółach. Samo wsparcie polskich rodzin i ludzi biednych, które choć godne pozytywnego odnotowania nie może być celem samym w sobie, bo jest to działanie
krótkofalowe i niezmiernie kosztowne.

Dzisiaj w ekonomii całego świata liczy się wyłącznie wykorzystywanie indywidualnych szans o charakterze egoistycznym. Pisząc o egoizmie mam na myśli interesowne podejście do biznesu danego państwa. Dziś Polska jest ekonomiczną kolonią państw zachodnich i aby to zmienić trzeba wypromować i ustanowić polskie marki w niezależnej dystrybucji na całym świecie, jak również wykorzystać szansę jaką daje nam położenie geograficzne. Myślę tutaj o transporcie i handlu wschód-zachód. Ale o tych dwóch założeniach w planie Morawieckiego nie ma ani słowa. Dodatkowo w świetle działań rządu PiS nie ma mowy o jakichkolwiek inwestycjach zagranicznych, dlatego że Polska jest postrzegana jako kraj rusofobów, a kraje dotknięte taką przypadłością nie są brane pod uwagę jako kraje bezpieczne i mające przyszłość. Tak więc inwestycje chińskie przeniosły się do Czech, szerokim łukiem, a właściwie szerokim torem omijając Polskę. A w tym czasie rząd deklaruje szybką realizację planu drogi Via Carpatia. Z pewnością liczy na potężną wymianę handlową pomiędzy Litwą a Słowacją. A co najbardziej bawi – że nie ma tej drogi w planie Junkera, więc nie będzie na nią finansowania unijnego. Tak więc gdzie ten plan Morawieckiego? Gdzie założenia? Gdzie kalkulacje? I gdzie bilans? Zwracam uwagę na to, że nadmierne zadłużenie państwa nie tyle może ściągnąć poważne kłopoty na nasz kraj ale może być wręcz powodem utraty niepodległości. Przypominam również że niepodległość utraciliśmy już w wielu sektorach gospodarki takich jak handel detaliczny, bankowość czy energetyka.

FacebookTwitterGoogle+

Jak dobrze żyć na kredyt?

Efekty rządu PiSu w zakresie finansów publicznych poznajemy jeszcze przed pierwszą rocznicą rozpoczęcia szkodliwej działalności premier Beaty Szydło dla Polski. Dług publiczny przyrasta w zawrotnym tempie i analizując zapowiedzi rządu to tempo jeszcze wzrośnie. Zwykły obserwator sceny politycznej obserwuje zjawiska związane z zadłużaniem kraju poprzez perspektywę własnej kieszeni. Analizuje to w prosty sposób tak jak gdyby sam zaciągał kredyt. Czyli na przykład – pożycza 1000 złotych na rok i wie że po roku będzie musiał oddać 1000 plus odsetki. Jeżeli ma stałą pracę i stałe dochody to można wyliczyć ile teoretycznie może pożyczyć. Próg ostrożnościowy dla budżetu państwa ustawowo wynosi 60% PKB. Ale Skarb Państwa nie jest budżetem zwykłego kredytobiorcy, ponieważ nie opiera się o stałe dochody, a liczba zmiennych, na przykład kursu walut, jest olbrzymia. Podstawowym źródłem dochodu budżetu jest podatek VAT. Stąd taki chocholi taniec ministra finansów związany z polepszeniem ściągalności tego podatku. Szałamacha zapomniał, albo nie rozumie, że kondycja Skarbu Państwa wcale nie zależy od kwoty którą da się uzyskać z VAT-u, tylko wręcz przeciwnie – od PIT-u i CIT-u. Bo kondycja i siła gospodarki zależy od kwot podatku dochodowego, bo tylko on daje pewne miejsca pracy i rozwój gospodarczy. W VII kadencji kilkakrotnie rozmawiałem z ministrem Rostowskim. Przywoływałem wtedy moją koncepcję. Zawsze dobrotliwie kiwał głową i powtarzał – „no tak, no tak, no tak”. Można powiedzieć że z pewnością to rozumiał, ale niewiele w tej kwestii zrobił.

Logika działania PiSu sprowadza się do sytuacji w której założono że pieniędzy nigdy nie braknie. Nowy prezes NBP w sytuacji krytycznej dla budżetu włączy dodatkowe maszyny drukujące i pusty pieniądz zaleje kraj. Jakiekolwiek progi ostrożnościowe wzorem Włoch, Hiszpanii czy nawet Niemiec nie będą przez rządzących respektowane. Przy sparaliżowanym Trybunale Konstytucyjnym przejdzie każdy budżet, a Komisja Europejska w sytuacji sypiącej się Unii Europejskiej będzie interweniować w sposób miękki, popiskując. Już przed wyborami było wiadomo, że PiS równa się pusty pieniądz. A pusty pieniądz dla gospodarki to tak jak puste kalorie dla organizmu człowieka – można od nich przytyć, ale siły nie dostarczą.

Jakie więc będą skutki działalności Morawieckiego, Szydło i Szałamachy? Oprócz wzrostu długu poprzez kreację pustego pieniądza dodatkowym efektem będzie ucieczka kapitału nie tylko spekulacyjnego, ale również polskiego za granicę, poszukiwanie pracy przez młodzież praktycznie tylko za granicą, bądź na rzecz zagranicznych firm. Można się również spodziewać osłabienia złotówki, a co za tym idzie automatycznego narastania długu i w ostatecznym rachunku drastyczny spadek dochodów grup najmniej zarabiających, w tym emerytów. Ile stracimy? Tego jeszcze nie wiemy, bo niezmiernie trudno przewidzieć jakie będą następne pomysły naszych ministr-bankierów. Nie wiemy czy wzrośnie VAT, czy wzrośnie kwota wolna od podatku czy będziemy mieli ustawę frankową i jak będzie ewoluowała konsumpcja.

I na koniec: zawsze należy pamiętać o tym, że o dobrobycie narodów nie świadczy konsumpcja lecz jedynie produkcja.

FacebookTwitterGoogle+

Cena węgla

Przeczytałem dzisiaj taki artykuł.

Dobra zmiana, stara zmiana, czy byle jaka zmiana niczego nie zmienia w kwestii importu węgla. Nadal na polskich granicach można kupić taniej węgiel niż w polskiej kopalni. Całą VII kadencję (od 2011 – 2015) poświęciłem odkryciu tego fenomenu – jak to jest możliwe, aby węgiel przewieziony dziesiątki tysięcy kilometrów był tańszy niż krajowy. Górnicy w Polsce liczyli na tzw. Dobrą zmianę, ale wiceminister zajmujący się węglem tj. Grzegorz Tobiszowski tak samo jak jego poprzednicy z Platformy nie ma zielonego pojęcia o tym co się dzieje. A fakty są proste i łatwo wyliczalne:

Z dniem 1 maja 2004 Polska utraciła suwerenność w zakresie prowadzenia polityki celnej na rzecz wspólnej polityki celnej UE. Byłem wtedy importerem. W ten dzień wypiłem ze dwie butelki szampana, bo w moim mniemaniu raz na zawsze skończył się koszmar wypisywania głupawych SAD-ów i dyskusji z nierozgarniętymi polskimi celnikami. W sensie prawnym wspólna polityka celna niewiele zmieniała. Natomiast cicho i skrycie uderzyła w polski sektor wydobywczy, ponieważ surowce energetyczne w UE nie są obłożone cłami ani akcyzą w chwili importu. To dobrze. Jednak praktyka Brukseli doprowadziła do clenia węgla bez podawania rzeczywistych kosztów transportu. I tutaj warto przypomnieć podłą działalność polskich celników w stosunku do małych podmiotów gospodarczych która trwa do dzisiaj. W momencie kiedy coś importujesz i clisz w Polsce, z pietyzmem każą doliczać koszty transportu do wartości clonych towarów. Znam tysiące przypadków kiedy niedojda uznała że deklarowane koszty transportu są zbyt niskie i wszczynano procedury tzw. usiłowania uszczuplenia dochodów skarbu państwa. Praktycznie zawsze było to widzimisię celnika.

Dlaczego ci sami ludzie będąc już brukselskimi urzędnikami nie każą doliczać kosztów transportu do granic UE? Dlaczego ich przełożeni którzy z taką furią gnębili małe podmioty gospodarcze nie występują do Komisji Europejskiej o obowiązkowe oclenie i dopisywanie kosztów transportu zgodnie z kodeksem celnym? To jest po prostu słabość państwa, ignorancja i głupota rządzących.

A teraz kilka danych: wyobraźmy sobie idąc za artykułem że tona węgla wydobyta na KWK Marcel kosztuje w zbycie 250 złotych. A elektrociepłownia w Białymstoku oddalonym o 600 km chce kupić ten węgiel i musi go przewieźć. Z danych ministerstwa infrastruktury koszt przewozu na ww. dystansie 601 km w roku 2014 wynosił 151 zł za tonę. Czyli ciepłownia kupuje ten węgiel nie za 250, a za 400 złotych. Rosyjski węgiel na granicy z Białorusią kosztuje śledząc artykuł – 200 złotych. Z tą różnicą, ze aby znaleźć się na bocznicy, musiał przejechać 3600 km z kopalni na Uralu.

Według polskich standardów łatwo wyliczyć ze taki transport kosztowałby 150*6 czyli 900 złotych. Jeżeli założymy że został wydobyty za złotówkę, to przy sprawnie działającym systemie celnym musiałby kosztować 900 złotych. Weźmy teraz często przywoływany węgiel australijski (odkrywkowy, czyli za darmo). Aby zaokrętować go na statek trzeba przewieźć go około 1000 km z kopalni do portu. I następnie masowcem przepłynąć pół świata łącznie z przeprawą przez kanał sueski (bardziej zaangażowanym czytelnikom polecam sprawdzić taryfy). Następnie węgiel ten ląduje w portach ARA i ponownie trzeba go przewieźć wagonami do odbiorcy. I czy to odbywa się za darmo? A australijski węgiel nadal kosztuje mniej niż polski. I co? I rząd PiSu mając gotowe instrumenty prawne tak samo jak poprzedni rząd Platformy w tej kwestii nie robi nic.

FacebookTwitterGoogle+

Czas do pracy!

Zaraz po zakończeniu VII kadencji Sejmu powróciłem do działalności gospodarczej. Specjalizuję się w kontaktach handlowych z Republiką Czeską i krajami arabskimi. Zajmuję się branżą medyczną. Jeżeli ktoś byłby chętny, zapraszam do współpracy.

FacebookTwitterGoogle+